Mając do
czynienia ze starożytnymi ruinami ukrytymi gdzieś w gąszczu tropikalnych lasów
Brazylii, piaskowych pustkowi Egiptu czy monsunowych lasach Indii, spodziewamy
się raczej, że będzie się tam kręcił ktoś wyposażony w pejcz, stylowy kapelusz
lub przynajmniej obdarzony jest wyrazistym... biustem i dwoma poręcznymi
spluwami. Ostatecznie widok turystów lub narkotykowego półświatka też nikogo by
bardzo nie dziwił. Zaskoczeniem może być jednak fakt, że do takiego miejsca udaje
się pogrążona w rozpaczy matka.
"The
Other Side of the Door" jest tym filmem, który usilnie próbuje udawać
horror za pomocą wykrzywionych twarzy i przerażających koszmarów, lecz tak
naprawdę ma zadatki na dramat lub co najwyżej słaby thriller. W tym przypadku
jednak produkcja jest na tyle miła, że już od samego początku daje nam dość
wyraźnie do zrozumienia, że będziemy mieli do czynienia z czymś, co będzie
pełne niedociągnięć. W pierwszej scenie możemy obejrzeć zakochaną młodą parę,
która spacerując po indyjskiej plaży, decyduje się zostać w kraju słynącym z
curry i Bollywood. Chwilę później Maria i Michael spotykają małą dziewczynkę,
której z oczu zaczyna płynąć krew, a twarz przeobraża się w facjatę ponurego
straszydła. Film dla pewności przekonał nas, że na pewno się nie pomyliliśmy i
oglądamy kino grozy, wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Okazuje się
jednak, że wszystko było snem, a pobudce głównej bohaterki towarzyszy rzucający
się w oczy napis, uwaga: SIX YEARS LATER. Już na starcie mamy pytania, które
nie dotyczą fabuły, ale logiki. Bo od czego minęło 6 lat? Czy od spotkania z
demonicznym dzieckiem? Jeżeli tak to Indie są naprawdę zakręconym i niefajnym
miejscem i mam nadzieję, że ktoś pomógł tej biednej dziewczynce. Zresztą
nieważne, obserwując bowiem poczynania "matki roku" szybko okaże się,
że nie to będzie nas zastanawiało.
Maria
jest pogrążona w depresji, nie może się pogodzić z tragiczną utratą syna,
dlatego też w końcu decyduje się na odebranie sobie życia. Nie udaje się jej
to jednak. Może ona na szczęście liczyć na wsparcie kochającego męża. W takich
chwila najmniej taktowni bliscy często rzucają rady w stylu: "spróbuj o
tym nie myśleć" lub podnoszą na duchu zapewnieniami, że wszystko się
kiedyś ułoży. Pod tym względem wszystkich na głowę bije gosposia Marii.
Odwiedzając kobietę, która otarła się o śmierć i ledwo utrzymuję kontakt z
otoczeniem "Wróżka chrzestna" w sari opowiada jej o starożytnych
ruinach ukrytych w lesie i możliwości porozmawiania ze zmarłymi. Jeżeli chodzi
o podtrzymywanie na duchu, ta postać wymiata wszystkich. Zdesperowana matka,
będąc i tak w fatalnym stanie po płukaniu żołądka postanawia uwierzyć w lokalne
mity i legendy, a ekshumację i zbezczeszczenie zwłok niedawno zmarłego syna
uważa za świetny pomysł. Nawet najbardziej zrozpaczone osoby jednak mają w
sobie jakiekolwiek odruchy wrażliwości czy zdrowego rozsądku, nawet najmniejsze
zawahanie się świadczyłoby, o resztach człowieczeństwa. Jednak nie ma co na to
liczyć, film trzeba pchnąć dalej, bo przecież będziemy straszyli widza.
Starożytne
ruiny i hinduski folklor, aż się proszą o coś naprawdę smakowitego, bo przecież
wstydem byłoby w tak kolorowych i egzotycznych okolicznościach pozostawić widza
zaledwie z przeciętnymi zombie. Film jednak pod tym względem idzie na przekór
sobie w totalnie przeciwnym kierunku i zamiast próbować przekonująco grać
horror, robi wszystko, aby jednak być thrillerem. Zamiast zombie i demonów,
będziemy mieli jump scare z udziałem przedstawicieli hinduskiej sekty
religijnej — Aghori. Wysmarowani ludzkimi prochami i jedzący zwłoki, gdy się
już jednak pojawiają, są dość straszni. Czy nie przeraziłby nas widok takiej
osoby stojącej w środku nocy w naszym ogródku? Na dobrą sprawę na tym mogłoby
się skończyć. Jednak Robertsowi było mało i potrzebował czegoś jeszcze. Zamiast
przepychu, różnorodności i kreatywności jak w bollywoodzkim tańcu
synchronicznym mamy dokładnie to samo co w Stanach. Poruszające się przedmioty,
skradające się za plecami potwory, które znikną zaraz, gdy się odwrócimy oraz obumierające
wokół rośliny i małe zwierzątka. Co więcej, rozhisteryzowana do tej pory matka
nic nie robi sobie z obecności nowego lokatora. Jest to dla niej na tyle
normalne, że chwilę po tym, jak usłyszy samogrający fortepian, postanawia umyć
naczynia.
Pozostaje
nam pogodzić się z faktem, że gdzie nie pojechaliby amerykanie, wraz ze sobą
biorą wszystkie dostępne klisze i choćby wylądowali w najbardziej odległym
zakątku świata, spotka ich dokładnie to samo co na ojczystej ziemi. Muszę
przyznać, że gdy do wszystkiego włącza się duch, zdaje się, że w końcu się
udało i film przypomina już nieco bardziej horror. Obdarzony jednak ambicjami i
iście ułańską fantazją Roberts chce więcej, ale niestety w tym momencie chyba
grzebiąc w skarbonce puka o dno, bo wszystko, co widzimy w końcówce to efekty
zalatujące tekturą i gumą na kilometr, do tego stopnia, że może i wystraszy nas
pojawiająca się krzywa gęba, lecz chwile potem będziemy się jedynie głośno
śmiali, bo ktoś z ekipy musiał wyskoczyć po ten rekwizyt chyba na odpustowy
stragan.
Od próby
udawania horroru bardziej męcząca i absurdalna jest sama główna bohaterka.
Chociaż z całego serca powinniśmy jej współczuć tragedii, jaka ją dotknęła,
jednak jej pozbawiona wyrazu i nieraz zakończeń nerwowych postać, za każdym
razem zaskakuje coraz bardziej swoją nieporadnością i brakiem w zanadrzu
jakiejkolwiek mimiki. Każda jej reakcja jest tak oderwana od logicznego
postępowania, że zaczynamy się zastanawiać czy przypadkiem wszystko to się nie
dzieje przypadkiem w umyśle schizofreniczki. Smutne jest również to, że
"The Other Side of the Door" jest kolejnym horrorem niesionym na fali
egotycznej mody, który zabiera nas na wycieczkę po świecie. Jednak tak jak w
przypadku "The Forest" czy "The Windmill Massacre" za
zmianą lokalizacji nie idzie absolutnie nic, a sięganie do regionalnych wierzeń
kończy się tutaj równie fatalnie, jak w przypadku baby jagi z "Don't Knock
Twice". Niczym się nie wyróżnia, niczym nie zaskakuje, a do Indii ekipa
pojechała na wakacje, bo historia równie dobrze mogłaby dziać się gdziekolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz