sobota, 19 maja 2018

Masochista potrzebny od zaraz, czyli miejsca, w których nie chcielibyśmy pracować

Masochista potrzebny od zaraz, czyli miejsca, w których nie chcielibyśmy pracować


Redaktor Ego: Jest kilka takich pytań, które w życiu człowieka dość często się przewijają. Wiek? Co panu dolega? Czy był pan kiedyś karany? Wśród nich jest jeszcze jedno, które z całą pewnością każdy usłyszał (lub zadał sobie sam) przynajmniej raz: „Jaka byłaby Twoja wymarzona praca?”. Odpowiedź przychodzi natychmiast, bo mamy ją przygotowaną już od dawna. Nawet ci niezdecydowani wiedzą, że najlepszym rozwiązaniem będzie praca, która połączy przyjemne z pożytecznym. W opozycji do naszego konkretnego wyobrażenia pojawia się pewnie coś w rodzaju 8-godzinnej zmiany za biurkiem w boksie korporacyjnego biura lub fizyczna, niemal nieludzka praca. Mimo że oba obrazy mamy rozrysowane w głowie od dawna i najwyżej zmieniają się one wraz z nami i naszymi priorytetami raz na kilka lat, to jednak drugie pytanie już nie pada równie często. Wydaje się nawet, że nie pada w ogóle. Gdyby częściej je zadawać, może zdalibyśmy sobie sprawę, że jest wiele miejsc, z którymi nie chcielibyśmy mieć absolutnie nic do czynienia. Praca za biurkiem pokrytym tonami papierzysk może nie wydałaby się wtedy taka straszna. Dlatego dziś postanowiłem przełamać to drobne tabu i zadać to niewypowiedziane pytanie Tobie: w jakich miejscach nie chciałabyś pracować?

Kinga: Nie wiem, co robisz w wolnym czasie, ale mnie nikt nigdy nie zapytał, czy byłam kiedyś karana. Aczkolwiek faktycznie, rzadko słyszy się pytania w stylu „gdzie nie chciałbyś pracować?”. Pierwsze dwie rzeczy, które wpadły mi do głowy, kiedy rzuciłeś ten temat, to call center i punkt poboru krwi. Popkultura dostarczyła nam wiele miejsc i stanowisk – fikcyjnymch lub nie do końca – obok których nawet nie chciałabym przechodzić. Albo takich, które trudno sobie nawet wyobrazić i na myśl o nich wolisz rzucić się w sam środek tornada wypełnionego rekinami. Albo całkiem zwykłymi, które z tego czy innego powodu w ogóle Cię nie pociągają. Przyznam, że jestem bardzo ciekawa, jakie przykłady wybrałeś i jak bardzo będą się różnić od moich. Bo będą na bank.

Redaktor Ego: Wielu fanów książek ucieszyłoby się na wieść o tym, że mogliby zamieszkać w rodzinnym mieście swojego ulubionego autora lub przynajmniej w bliższej bądź dalszej jego okolicy. Jednym z moich ulubionych pisarzy jest Stephen King i chociaż darzę go ogromną sympatią, to raczej nie chciałbym ani pracować, ani zamieszkać w stanie Maine. Nie chodzi tu o warunki atmosferyczne czy kiepskie perspektywy rozwoju kariery. Jeżeli ktoś jest fanem twórczości Kinga, doskonale wie, że wcześniej czy później w tej okolicy znajdzie się coś, co będzie próbowało nas uśmiercić. Statek kosmiczny zamieniający ludzi w ubezwłasnowolnione zombie, opętane psy, pławiący się w dziecięcych koszmarach clown, wampiry, wszelkiego rodzaju mordercy, czy w końcu „królicza norka”, która co prawda pozwala podróżować w czasie, ale jej nadużywanie może doprowadzić do wypaczenia i zniszczenia rzeczywistości. Nawet jeżeli Tobie się poszczęści i posiądziesz co najwyżej nadnaturalne moce, to zaraz zainteresują się Tobą pracownicy tajemniczego „Sklepiku”. Mimo że na co dzień ubierają doskonale skrojone garnitury, nie należą do najprzyjemniejszych w obyciu. Oczywiście możesz szukać normalnej pracy, ale co w takim miejscu jest normalne, skoro nawet magiel w okolicznej pralni również może być opętany. Co może Ci takiego zrobić? Lepiej sobie tego nawet nie wyobrażaj.


Kinga: Praca, w której non-stop z niepokojem rozglądasz się w poszukiwaniu zagrożenia, rzeczywiście może okazać się mało produktywna i dość niezdrowa. Zwłaszcza jeśli chodzi o zdrowie psychiczne. W najlepszym wypadku może doprowadzić do schizofrenii paranoidalnej.
Wspomniałeś o statku kosmicznym – bardzo dobrze, bo stacja błąkająca się gdzieś po kosmosie to pierwsze z miejsc, w których nie chciałabym pracować, nawet gdyby ktoś zapewnił mi w zamian prywatną opiekę medyczną za darmo do końca życia i zapas kotów na emeryturze. Wycieczki krajoznawcze w kosmos ostatnio stają się całkiem popularnym marzeniem szarych obywateli (z nadmiarem złotych kart kredytowych), a wraz z postępem technologicznym mogą w niedalekiej przyszłości okazać się całkiem wykonalne. I choć patrząc pod pewnym kątem, praca na stacji kosmicznej wydaje się ciekawa i zapewnia niezapomniany widok z okna, jednak w dobie filmów w stylu „Obcego”, „Life” czy czegokolwiek innego, opisanych jako „sai fai”, gdzie każda istota pozaziemska marzy o tym, żeby rozerwać Cię na kawałki albo pochłonąć w całości… Nie. Gdybym częściej mogła spotkać wizerunek kosmity jak w „Strasznym filmie” – wtedy może i rozważyłabym pracę na wysokościach. W innej sytuacji ta przelotowa, osiągana przez samoloty pasażerskie, zapewnia mi wystarczające wrażenia wizualne, wyżej nie potrzebuję.


Redaktor Ego: Co z tymi niesamowitymi widokami? Ziemia widziana z góry, odkrywanie nowych planet i układów, niezmierzona przestrzeń, odległe piękne i zimne gwiazdy? Praca na statku kosmicznym dla mnie wydaje się bardzo interesująca. Aplikowałbym jednak na jakieś interesujące stanowisko, jedynie w przypadku, gdy moim przełożonym byłaby kapitan Honor Harrington. Oczywiście siłą musieliby mnie zaciągać na pokład ogromnego kulistego statku, którego celem jest niszczenie całych planet. Oczywiście nie tyle ze względu na moralne opory, ile takie konstrukcje jakoś zbyt łatwo zniszczyć pojedynczym osobom.

Zdecydowanie bardziej wolałbym kosmiczne pojazdy niż jakiekolwiek większe środki ziemskiego transportu. Nie chciałbym w żaden sposób być związany zawodowo z samolotami, pociągami czy liniami metra. Nie odstrasza mnie konieczność pełnienia funkcji nielubianego konduktora sprawdzającego bilety. Moje problemy nie tkwiłyby w strachu przed prowadzeniem potężnego Boeinga czy długiego stalowego węża. Nie brałbym pod uwagę nawet mojego (coraz mniejszego na szczęście) lęku wysokości czy obawy przed nadmierną prędkością. Nie chciałbym pracować w żadnym z tych dwóch pojazdów, a szczególnie wtedy, gdy podróżowałby nimi Liam Neeson. Jest on jednym z tych aktorów, którzy wpadli w manierę grania tych samych ról w kolejnych filmach. Od czasu „Uprowadzonej” istnieje spora szans, że w filmie akcji zagra ona tego samego zmęczonego mężczyznę z problemami, który spróbuję nakopać wszystkim, którzy zechcą się nim posłużyć lub go szantażować. W „Non-stop” ratował samolot przed terrorystą, po to, tylko by nieco później przesiąść się do kolejki podmiejskiej i w „Pasażerze” być dokładną kopią siebie. Gdybym zobaczył go w jakimkolwiek publicznym środku transportu zbiorowego, dostałbym chyba zawału, a jeżeli w czasie podróży zacząłby z niewyraźną miną rozmawiać przez telefon (i obiecywać, że kogoś znajdzie) wyskoczyłbym chyba przez okno niezależnie od prędkości czy wysokości.


Kinga: Ja to bym chyba zaczęła mu pomagać w realizacji jego celu. Tak dla podniesienia poziomu adrenaliny. Przynajmniej zawsze masz możliwość ucieczki.

Na pewno znasz takich ludzi, którzy boją się przebywać w ciemnym pomieszczeniu. Nie lubią zgaszonego światła, małych okien, braku latarni na zewnątrz. A co z takimi, w których okna nie istnieją, a porę dnia oceniasz dopiero po wyjściu w górę? Chciałbyś pracować w takim miejscu? Bo z tym właśnie kojarzy mi się kwatera Nieustraszonych z serii „Niezgodna”. Gdybym miała choćby prowadzić tam jakieś szkolenia, wolałabym uciec do Prawości i do końca życia ubierać się według korporacyjnego dresscode'u. Tam bym się chociaż nadawała, bo za nic nie umiem kłamać. To wiejące chłodem miejsce, gdzie Nieustraszeni mieszkali, jedli, ćwiczyli, robili tatuaże i zawierali ze sobą bliskie relacje, wydaje mi się tak nieprzyjemne do życia, że mogłoby się równać z warunkami panującymi na Księżycu. W jednym i drugim przypadku atmosfera jest absolutnie zerowa. Przypominające więzienne cele pokoje dla „świeżaków” można uznać za moment przejściowy, ale Cztery wcale nie miał lepszych warunków mieszkalnych, a przecież był jednym z istotniejszych pracowników, jeśli można to tak nazwać. Gdybym miała pracować w zimnych betonowych klitkach, a potem wracać do dokładnie takich samych, żeby odpocząć po pracy, chyba już faktycznie wolałabym się wyrwać gdzieś poza orbitę z biletem w jedną stronę. Ponadto wydaje mi się, że ludzie tam żyją równie ascetycznie, co Altruiści – jeść, spać, trenować młodzików albo robić tatuaże innym ascetom (ewentualnie wychodzić na zwiad, co jest jedynym pozytywnym aspektem) i tak w kółko. Nic poza tym. Brzmi trochę jak praca w korpo. Z tym że w korpo trochę trudniej umrzeć.


Redaktor Ego: Jeżeli mowa już o więzieniach i ośrodkach dla niebezpiecznych jednostek, bycie „klawiszem” w takiej instytucji z całą pewnością wymaga pewności siebie, odwagi oraz bezwzględności w sytuacjach krytycznych. Możliwe, że patrząc na mnie na co dzień, cechy takie nie kojarzą Ci się ze mną, ale w ostateczności mógłbym wdziać odpowiedni uniform i znaleźć się oczywiście po tej lepszej stornie krat. Z pałką i paralizatorem przy boku mógłbym przechadzać się korytarzami niczym szeryf. Jest jednak pewien zakład psychiatryczny, w którym nie chciałbym się znaleźć nawet w najgorszych koszmarach, a już na pewno nie w roli ochroniarza. Arkham Asylum to miejsce po brzegi wypełnione zaprzysiężonymi wrogami Batmana. Swego czasu pryczę grzali sobie w nim Joker, Scarecrow czy Poison Ivy. Od 1974 roku, czyli pierwszego pojawienia się azylu na kartach komisu, krótsze lub dłuższe wakacje spędzała tam bardzo długa lista osób, które nie pałały sympatią do Człowieka-nietoperza. Szpital nie dość, że posiada nad wyraz nieprzyjemnych pensjonariuszy, sam wygląda, jakby został wyrwany z okropnego koszmaru... i jakby się dobrze przyjrzeć to wygląda całkiem znajomo. Komiksowi twórcy, tworząc Arkham Asylum, inspirowali się bowiem twórczością Lovecrafta, co widać zarówno w klimacie miejsca, jak i samej nazwie zaczerpniętej ze stworzonego przez pisarza fikcyjnego miasta w stanie Massachusetts. Jeżeli w stworzeniu tego miejsca w jakimś stopniu maczał palce pan Howard, tym bardziej nie mam ochoty go odwiedzać.


Kinga: Cieszę się, że wspominasz o tego typu instytucji, bo szpital psychiatryczny, bardzo pośrednio, ale jednak nawiązuje do mojego kolejnego przykładu.

Wiem, że spora część osób nie widziała jeszcze nowego „Deadpoola”, dlatego postaram się nie sypać spoilerami. Muszę jednak o tym wspomnieć, bo obok tego miejsca bardzo chciałabym przejść obojętnie, gdyby istniało, ale w tym zestawieniu nie mogę. Wiadomo, że Deadpool ma pewne powiązania z X-menami, więc mówienie o ludziach obdarzonych nadzwyczajnymi zdolnościami nie będzie dla nikogo żadnym zaskoczeniem. W drugiej części przygód naszego drogiego Ryana Reynoldsa pojawia się motyw swego rodzaju sierocińca dla młodocianych mutantów. Praca tam wydaje mi się ekstremalnie niezdrowa. Zresztą, popkultura nauczyła nas, że w każdym sierocińcu dzieją się serie niefortunnych zdarzeń, a personel wydaje się wychowywany gdzieś w koszarach.
Psychiczne gnębienie dzieci jest spoko, psychiczne gnębienie mutantów jest jakimś masochistycznym absurdem, którego nawet nie potrafię zrozumieć. Pracy tam podjęli się prawdziwi kamikadze. Przez cały dzień pracujesz z grupą nieopierzonych uzdolnionych, którzy nad swoimi zdolnościami panują tak samo, jak ja nad kierownicą. Którzy w każdej chwili mogą zrobić Ci krzywdę, rozerwać na kawałki, spalić żywcem albo doprowadzić telepatycznie na skraj szaleństwa. Oczywiście nie muszą, każdy z nich może okazać się zdolny do życia w społeczeństwie. Mimo wszystko, wolałabym nie ryzykować.


Redaktor Ego: Według mnie najlepiej prezentującą się porą roku jest zima. Nie ma chyba piękniejszych widoków niż górskie krajobrazy pokryte białym puchem, spokojne jeziora o zamarzniętej tafli, czy świerki i sosny z ich uginającymi się pod śnieżnym płaszczem gałęziami. Każde miasto wygląda wtedy pięknie. Kolorowe ozdoby zwiastujące nadejście świąt oraz uliczne lampy ze swoim pomarańczowym światłem odbijającym się od białego całunu szczelnie pokrywającego ulice, parkingi i trawniki. Sprawiający tym samym, że zimowe noce są jaśniejsze i pełne magii. Z całą pewnością brzmi to pięknie, a ja powoli wchodzę w romantyczny ton. Zima potrafi być zjawiskowo piękna, pod jedynym warunkiem. Mogę ją sobie oglądać przez okno, z ciepłego pomieszczenia. Mimo mojej ogromnej sympatii do tej pory roku nienawidzę ujemnych temperatur. Praca fizyczna przy -10 nie byłaby jeszcze taka zła. Wystarczy ciągle się ruszać i człowiek da radę się rozgrzać. Niestety o jakiejkolwiek pracy umysłowej nie byłoby wtedy mowy. Nie trzeba przeszukiwać katalogów z fikcyjnymi miejscami, żeby znaleźć miejsce, w którym nie chciałbym znaleźć się z żadnej okazji. Podziwiam wszystkich badaczy, którzy w celu obserwacji migracji fok, badania życia seksualnego niedźwiedzi polarnych czy aby zrobić kilka zdjęć maszerującym pingwinom, decydują się na pracę na którymś z biegunów. Nie dość, że jest tam zimno jak... nawet nie istnieje porównanie oddające, jak zimno tam jest, to do tego w promieniu tysięcy kilometrów nie znajdziesz żywej duszy, za oknem widzisz tylko biel, od której można oślepnąć, a usłyszeć możesz jedynie szum kolejnej śnieżnej zawiei. Nawet popłakać nad swoim losem nie możesz, bo łzy od razu zamarzają. Widać niektórym to po prostu nie przeszkadza, ale te miejsca same robią wszystko, aby trzymać nas z daleka. Istnieje na to masa dowodów. W 1845 roku dwa statki szukające przejścia Północno-Zachodniego — HMS Erebus i HMS Terror — po prostu tam zamarzły. Jakby ekstremalnie niska temperatura nie była wystarczającym problemem, to z relacji Dana Simmonsa wynika, że załogi statków skutecznie eksterminowała jakaś krwiożercza bestia. Gdy w 1982 Carpenter zorganizował badania w stacji na Antarktydzie, to sielanka się skończyła, gdy ludzi zaczęło mordować niezidentyfikowane... coś. Zresztą za każdym razem, gdy ktoś zaczyna czegoś szukać na biegunie południowym, to w najlepszym razie znajdzie starożytne miasto w górach i otrze się o szaleństwo, w najgorszym wpadnie prosto na mały sparing między Obcymi a Predatorami. Ja pięknie podziękuję. Jak bardzo będę chciał zobaczyć pingwiny, to te z Madagaskaru mi wystarczą.


Kinga: Akurat ja jestem raczej z tych zimnolubnych, ciepło jest fajne, kiedy jest sztuczne – płynie z kaloryfera albo prysznica. Wtedy zawsze można otworzyć okno i wpuścić trochę chłodu. A kiedy za oknem jest siedemdziesiąt stopni w cieniu, nie ma nawet gdzie się ukryć. Może poza lodówką. Dlatego biegun wydaje się całkiem optymalny. Aczkolwiek również nie chciałabym tam pracować. Bieguny to jedyne miejsca na świecie, których nie udało się nam jeszcze zadeptać ani zabetonować i niech tak zostanie. Nic tam po ludziach, niech pingwiny sobie spokojnie żyją i jedzą rybki.

Wyprawa na biegun to zawsze grupowa wycieczka składająca się z kilkunastu osób, nie licząc operatorów kamer. Są też jednak tacy ludzie, którzy lubią pracować w samotności. Kiedy nikt nie przeszkadza, nie zawraca żadnej części ciała. Kiedy mogą sobie zagospodarować czasem, tak jak chcą i nikt nie narzuca im żadnego harmonogramu. Brzmi co prawda super, ale praca w zamkniętym budynku, w którym jesteś Ty i ewentualnie jakieś byty niematerialne? Czy to brzmi jak praca, którą chciałbyś mieć?

Za każdym razem fascynuje mnie to, że bohaterowie horrorów tak chętnie zostają na nocną zmianę. To znaczy, rozumiem, bo to znacznie ułatwia poprowadzenie fabuły, jednak w realnym życiu trudno mi to sobie wyobrazić. Zbyt wiele widziałam filmów pokroju „Last Shift”, żeby dać się zamknąć na nocną zmianę na posterunku czy gdziekolwiek indziej. Wtedy absolutnie każde skrzypnięcie drzwiami i stuk za oknem słychać z niesamowitym natężeniem, a stąd już bardzo blisko do paranoi i szaleństwa. W ogóle nocne zmiany powinny być prawnie zabronione.

Redaktor Ego: Myśląc o pracy dla rządu Stanów Zjednoczony na początku można mieć całkiem dobre skojarzenia. Na korzyść przemawia przede wszystkim możliwość chodzenia do pracy w całkiem dobrze wyglądającym garniturze. Jeżeli do tego jesteś sympatyczną osobą, której na sercu leży dobro ludzi oraz ich wygoda Departament Energii wydaje się naprawdę dobrym wyborem (no może, pomijając badania nad bronią nuklearną). Zatrudniasz się więc w jednym z oddziałów w małej i spokojnej miejscowości np. Hawkins. Całe dnie spędzasz nad troszczeniem się, aby mieszkańcom nie brakło energii i było im ciepło. Nawet nocne zmiany nie wydają się straszne ani męczące. Siedzisz przed pulpitem, na którym tańczą kolorowe światełka, możesz rozwiązać krzyżówkę lub posłuchać w nadawanych przez lokalną stacji hitów lat 80. Wszystko wygląda naprawdę pięknie. Niestety jedynie do momentu, gdy prowadzone przez Departament badania powodują otwarcie w samym sercu kompleksu przejścia do innego świata. Na ciekawskich zwiedzających nie czeka tam Lew, Czarownica i Stara Szafa, nie ma też za bardzo co liczyć, że rozgadany królik oprowadzi nas po okolicy. Po drugiej stronie znaleźć możemy miejsce pozbawione całkowicie kolorów, światła, szczęścia i miłości wyglądające jak jedna wielka sterta naczyń, które niepozmywane zaczynają żyć własnym życiem. Jednak czego innego można było się spodziewać, przechodząc przez otwór w ścianie wyglądający niczym wagina Obcego. Jeżeli to Cię nie wystraszy, zawsze może się okazać, że w pokoju, w którym jeszcze niedawno przechodziłaś rozmowę kwalifikacyjną, Twój szef prowadzi testy na dziecku, przy którego zmajstrowaniu musiał brać udział Stephen King. Lubię energię, jest bardzo przydatna, ale jeżeli dostarczenie jej wymaga pracy w takich warunkach, pozostawię to komuś o mocniejszych nerwach.


Kinga: Nawet gdybym miała klepać niesamowitą biedę do końca życia, nie zdecydowałabym się na pracę jako opiekunka do dzieci. Nigdy nie ukrywałam swojej niechęci do nich, w przeciwieństwie do psa czy kota trudno je wytresować, a do tego potrafią mówić i zostawiają Cię na starość samego sobie. Kot Cię przynajmniej po śmierci właściwie zutylizuje, a pies zacznie wyć, aż ktoś się martwym Tobą zainteresuje. Jeśli do tego dorzucimy dzieci, które w nocy snują się po domu w upiornie białych sukienkach, majaczą, wyginają w dziwnych pozycjach, a na koniec próbują obciąć Ci głowę – tym bardziej dziękuję, nie oddzwaniajcie do mnie w sprawie pracy. No i oczywiście zawsze możesz trafić na „rodziców”, którzy oddadzą Ci pod opiekę małą lalkę, która złośliwie migruje po całym domu, kiedy nie patrzysz, tak jak to było w „The boy”. Przebywasz kilka godzin z kawałkiem tworzywa sztucznego, które karmisz, przewijasz, czytasz do snu, aby zaspokoić dziwne fanaberie Twoich pracodawców. A na koniec okazuje się, że masz dorosłego gościa z dysfunkcją społeczną w gratisie. Nie można też zapomnieć, że taka opieka z jakiegoś powodu najczęściej odbywa się w nocy, a to już zupełnie żadna frajda. Sytuacji nie ratuje nawet okres wypowiedzenia, bo w tym czasie odrzucony podopieczny może dopiero narobić Ci kłopotów. Albo wrzucić do piekarnika, jeśli Ty nie robisz tego szybciej.


Redaktor Ego: Póki trwają studia, możemy do woli zadawać sobie pytania o wymarzone zawody i miejsca pracy. Możemy snuć przypuszczenia, a nawet układać sobie plany. Nic nas to nie kosztuję, a zegar odliczający do momentu nasze zderzenia z rzeczywistością wypełniony jest jeszcze sporą ilością cyferek. W tym momencie przestaje mnie już dziwić, że pytanie o „najgorsze miejsce pracy” pada tak rzadko. Jeżeli zaczniemy się nad nim zastanawiać, okazuje się, że jest naprawdę wiele miejsc odstraszających na bardzo różne sposoby. Pytanie to jednak sprawia, że zastanawiając się nad niektórymi możliwościami, zaczynamy wyraźniej widzieć tkwiące w nich minusy. Skoro kryje się w tym psychologiczna sztuczka, pytanie o wymarzone miejsce pracy, jest bardziej logiczne. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że wiele zawodów kryje w sobie sporo pozytywów. Podejście to w poszukiwaniu pracy chyba zdecydowanie pomaga.

Kinga: Podobno żadna praca nie hańbi, jednak trzeba zauważyć, że są takie, które mogą nam poważnie zaszkodzić nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. W zasadzie też każda praca może nas odstraszyć w ten czy inny sposób, jeśli spojrzymy na nią pod konkretnym kątem i dostrzeżemy pewne aspekty. Praca w małym miasteczku nie wydaje się straszna, jeśli się nie pomyśli o wszystkich tych serialach, filmach czy książkach, w których to prowincja zawsze oznacza kłopoty. Stacja kosmiczna także brzmi jak fantastyczny pomysł na życie zawodowe, jeśli się zapomni o popkulturze straszącej galaretowatymi przybyszami z innych planet, które nie mają nigdy przyjaznych zamiarów. Wszystko ma jakieś złe strony, dlatego pytanie „co byś chciał” pada częściej, niż „czego byś nie chciał”. Pracodawcy potrafią zamydlić nam oczy, dlatego apeluję o zdrowy rozsądek. Stanowisko, z którego w ciągu roku zrezygnowało 36 osób, może faktycznie warto przemyśleć. Może akurat nocami szuflady otwierają się samoistnie, a pracownicza świnka morska odgryza głowy tym, którzy zostają na dyżur?



sobota, 5 maja 2018

Wakacyjne plany czas zacząć, czyli nasze nietypowe miejsca na letni urlop

Wakacyjne plany czas zacząć, czyli nasze nietypowe miejsca na letni urlop


Redaktor Ego: Temperatura zaczyna rosnąć, słońce coraz bardziej przygrzewa, a niebo coraz rzadziej zasłaniają ponure chmurzyska. Zewsząd dociera do nas charakterystyczna woń rozpalanych, po długim zimowaniu w garażach, grilli oraz jakże przyjemny dla ucha trzask ognisk ze wzbijającymi w górę płomieniami. Robi się cieplej, dni stają się dłuższe i z narastającą tęsknotą częściej i częściej uciekamy myślami do zbliżającego się wielkimi krokami lata oraz wakacji. Jedni wyczekują rowerowej wyprawy nad jezioro inni zimnego gazowanego trunku spożywanego w cieniu rzucanym przez rozłożyste drzewa. Niektórzy kompletują pokaźnych rozmiarów kopczyk książek, który umili gorące dni i chłodne wieczory. Lato to czas wypełniony aktywnością fizyczną, intelektualną, bądź po prostu słodkim lenistwem. Z czasów, gdy wakacje dla mnie były głównie długo wyczekiwaną przerwą od zajęć szkolnych wyniosłem przyzwyczajenie do spędzania czasu w fantastycznych fikcyjnych miejscach. Z całą pewnością jeszcze długo będą one kojarzyły mi się z latem. Dlatego, gdy oczekiwanie na gorące miesiące się właśnie rozpoczęło, zapragnąłem ponieść się odrobinie wyobraźni i wybrać miejsca, do których chciałbym przenieść się w letni czas.

Kinga: W czasach, kiedy w wakacje oznaczały wolność od wszelkich zobowiązań, faktycznie naszym jedynym zajęciem często były podróże do świata książek i filmów, w którym zatapialiśmy się jak kawałki czekolady w waniliowym budyniu. Dobrze było, choć na chwilę oderwać się od codzienności i dać się ponieść wyobraźni. Znaleźć się w świecie, który właśnie widzimy na ekranie lub o którym czytamy. Są też takie miejsca, do których z chęcią byśmy wrócili po latach, w wakacje czy w każdy inny czas w roku, dlatego podejmę Twoją rękawicę, bo też za wieloma takimi miejscami tęsknię. I może nie wszystkie moje, propozycję wydadzą Ci się odpowiednią opcją na wypoczynek, ale wierz mi – nie zawsze musi być sielsko i anielsko, żeby było przyjemnie.

Redaktor Ego: Nie ma miejsca piękniejszego i lepszego na letni wypoczynek nad wieś w staropolskim stylu. Łany złocistego zboża kołyszące się na letnim wietrze. Malinowe chruśniaki czerwieniące się na słońcu od dorodnych świeżych i kuszących kolorem malin. Szum błękitnej, chłodnej wody uderzającej o piaszczysty brzeg jeziora i szeleszczącej między tatarakami. Unoszący się w powietrzu, pachnącym kwiatami, odprężający śpiew ptaków. Kobiety krzątające się przy codziennych sprawunkach wokół chałup krytych strzechą. Dzieciaki bawiące się i krzyczące radośnie na piaszczystej dróżce unoszące duszącą chmurę kurzu swoimi bosymi stopami. Różnokolorowe wstążki i kwiatowe kompozycje przyozdabiające płoty i karczmę, zwiastujące zbliżające się wesele. Poezja Mickiewicza, zakochani młodzi ludzie i udzielająca się wszystkim wesołość. Na polach zaś czekające na zbłąkanych wędrowców niebezpieczne południce, polujące przy brzegu strumieni i jezior topielce oraz zjadarki. Zbłąkane duchy strzegące opuszczonych miejsc i ruin, a Pani Jeziora, która pośród krzyku rybitw i szumu wyvernich skrzydeł wybiera swego championa. Zupełnie jak na krańcu świata, tam, gdzie diabeł mówi dobranoc.


Mimo ogromnej furory, jaką wywołał „Wiedźmin 3”, pierwsza część pozostaje moją ulubioną i przywołuje największą ilość sentymentalnych wspomnień. Po przebrnięciu przez pierwsze 3 akty rozgrywające się w nieprzyjemnych miejscach pełnych równie nieprzyjemnych postaci wraz z bohaterem trafiamy do wioski Odmęty. Lokacja to piękne, spokojne wiejskie krajobrazy, pośrodku, których stoi młodopolska chata. W niej zaś zbliżające się wesele niczym u Wyspiańskiego przeplata się z arturiańskimi legendami. Na polach młodzi kochankowie przeżywają historię jak z Balladyny, pośród krzewów malin możemy usłyszeć fragment twórczości Mickiewicza, czy spotkać Adama „cierpiącego za miliony”. Cudowny i zachwycający klimat letniej sielankowej wsi oczarował mnie tak bardzo, że zbędne były dla mnie walki z potworami, odczynianie klątw i godzenie skłóconych nacji. Od pierwszego tylko wejrzenia, każde lato zapragnąłem spędzać w spokojnych na pozór Odmętach. Czasem po to, tylko aby spojrzeć na spokojną taflę jeziora Rybitw, czy przechadzać się w mieniących się złotem polach pszenicy. W takim miejscu nawet wiedźmin poczuje się błogo, bo nie ma to, jak wakacje na wsi.


Kinga: Jeśli chodzi o piękne krajobrazy, nie jestem wymagająca. Wystarczy mi trochę zieleni, świeże powietrze i temperatura nieprzekraczająca bezpiecznych 22 stopni. Pewnie obce są Ci książki Nicolasa Sparksa, a jeszcze bardziej obce ich adaptacje. Ja na sierpniowe popołudnia lubię sobie zaaplikować szczyptę idealnego romansu. „Najdłuższa Podróż”, choć podobno nagrywana na Florydzie, ma w sobie sporo teksańskiego klimatu. Gdzie nie ma nic dziwnego w zakładaniu wysokich kowbojskich butów do krótkich spodenek, gdzie w słomianym kapeluszu siadasz pod drzewem i po prostu chłoniesz witaminę D. Gdzie teksańskie słońce powoli spala Ci skórę. Dorzuć do tego pokój na poddaszu drewnianego domku i wieczory pełne ciepłego blasku małych lampionów czy świeczek. Czujesz ten zapach skoszonej trawy, świeżo zebranego zboża, chłód pobliskiego strumyka, przez który drepczesz z butami w ręce, smak kradzionych z pobliskiego ogrodu jabłek? Ciepłe wieczory w Teksasie to coś, na co mogłabym się porwać nawet teraz. Ogranicza mnie tylko wiza.


Redaktor Ego: Z Teksasem kojarzy mi się w pierwszej kolejności upał, przytłumione kolory i duszne powietrze doprowadzające do szału. Wszystko to wina ostatnich słów Johnny'ego Franka Garretta. Wspomnienie jest dodatkowo nieprzyjemne, bo „Ostatnia Klątwa” doprowadziła mnie niemal do udaru swoim ekstremalnie szybkim montażem. Dlatego zatrzymam w sercu słowa z numer Upon a Burning Body „Don't f*ck with Texas”.

O wiele bardziej skłaniałbym się w stronę moli książkowych i swoje podróżniczo-wypoczynkowe plany dopisałbym do ich listy marzeń. List z Hogwartu, wyprawa do Shire czy szafa będąca drogą do Narnii. Wśród klasycznej oferty Premium znaleźć się powinno jeszcze jedno miejsce. Różnorodne pod każdym względem zapewnia szereg wyjątkowych miejsc oraz cudów architektury (na czele z Murem), których widok zapiera dech w piersiach. Wyprawa do tej krainy to możliwość zetknięcia się z kulturową różnorodnością, rozmaitymi religiami i zwyczajami. To okazja do doświadczenia niezwykłych tradycji takich jak Próba Walki, ofiary całopalne z królewskiej krwi, purpurowe i krwawe wesela oraz wiele, wiele innych. W ofercie wakacyjnej najlepszym wyborem są zaś gorące wybrzeża Dorne. Kraina na odległym południu Westeros oferuje piękne góry, zjawiskowe pustynie, kojąco chłodne strumienie oraz zachwycające ogrody. Pełna temperamentu ludność królestwa gwarantuje niezwykłe przeżycia. Głównymi dobrami dla dornijczyków jest wino, taniec, miłość i walka, jest więc idealnym celem podróży dla każdego Casanovy z wielkim mieczem. Jeżeli całe Westeros słynie z dziesiątek sposobów na śmierć z rąk zarówno wrogów, jak i przyjaciół, tak Dorne, jest miejscem, w którym otwierają się przed nami zdecydowanie te najciekawsze sposoby na pożegnanie się z życiem. Wizyta w takim miejscu kształtuje charakter.


Kinga: Zastanawiamy się tu, gdzie fajnie byłoby spędzić wolny czas, a przecież jest jedno takie miejsce, które praktycznie może zabrać nas absolutnie wszędzie. Które może spełnić nasze marzenia o odpoczynku, wyjść naprzeciw naszym pragnieniom. Wystarczy tylko bardzo mocno chcieć. Wspomniałeś już pośrednio o tym miejscu. Czy już wiesz, co mam na myśli?

Chociaż Harry i jego wesoła kampania przeciwników Voldemorta używała Pokoju Życzeń do trochę innych celów, kto powiedział, że nie można za jego pośrednictwem zrobić sobie wakacji? I to w dowolnym momencie, w dowolne miejsce na świecie. Magiczne czy też nie. Wyobraź sobie — stajesz przed pustą ścianą swojego domu (bo zakładamy, że obecność w Hogwarcie nie byłaby obowiązkiem), myślisz intensywnie o zorzy na Islandii, afrykańskim upale czy o festiwalu pizzy w Korei Południowej, otwierasz drzwi, które przed Tobą wyrastają i już jesteś tam, gdzie sobie wymarzyłeś, Czy są lepsze wakacje niż takie, które nie wymagają prawie żadnej organizacji, a jednocześnie zakładają all inclusive?


Redaktor Ego: Trafiłaś w sedno. Podróże byłby o wiele ciekawsze i przyjemniejsze, gdyby uniknąć korzystania z wypełnionej nie zawsze wygodnej komunikacji wszelkiego rodzaju. Chociaż nawet gdy transport jest maksymalnie wygodny, to pozostaje kwestia wielu godzin bez ruchu. Potrafi to odebrać masę przyjemności ze zwiedzania cudowności ukrytych pod znaczkami na mapie. Co do podróżowania naprawdę w wygodnych warunkach, mam chyba pewien pomysł.

Mimo że bardziej niż odkrywanie świata, wolę swoje spokojne zacisze, to dobija mnie przedłużający się stan nic nierobienia. Dla tych, którzy relaksują się przy pracy i nie wyobrażają sobie bezczynnych wakacji oraz dla tych, którzy chcieliby odwiedzić najbardziej odległe zakamarki znanego kosmosu mam niepowtarzalną ofertę. SSV Normandia zapewnia możliwość błyskawicznego przemieszczania się po całej Drodze Mlecznej. Wykwalifikowana załoga, złożona ze specjalistów w swoich dziedzinach zapewnia pełne emocji i całkowicie bezpieczne atrakcje oraz przyjazną atmosferę. Nad wszystkim czuwa zaś doświadczony kierownik wycieczki, który dba o dokładną realizację planu podróży. Wcielając się komandora (bądź komandor) Sheparda z Przymierza Układów, mamy niepowtarzalną możliwość ocalenia całej galaktyki przed starożytnym zagrożeniem. W czasie wykonywania niezwykle atrakcyjnych misji do naszej dyspozycji oddano kosmiczną mapę z dostępem do równie niezwykłych, co niebezpiecznych planet. Pokład wyposażony w najnowszą technologię zapewnia niezwykle komfortową podróż. Miła atmosfera, błyskotliwi i sympatyczni towarzysze, arsenał śmiercionośnych broni, niezwykłe miejsca oraz perspektywa strzelania niemal do wszystkiego, co się rusza, sprawia, że trylogia Mass Effect to niezwykle grywalna rozrywka. Mając takie możliwości, z całą pewnością polubiłbym podróżowanie.


Kinga: Międzygalaktyczne podróże raczej nie są dla mnie i z chęcią oddałabym bilet w kosmos za bardzo niewielkie „w zamian”, gdybym takowy wygrała w jakimś konkursie krzyżówkowym. Zamiast tego mogłabym każdego wieczoru chować się w chmurze dymu cygarowego, wśród dżentelmenów w garniturach, przy akompaniamencie pianina lub saksofonu. Jeśli kojarzysz filmy inspirowane latami 50, 60 lub 70-tymi, doskonale wiesz, o czym mówię.

I chociaż nie lubię Woody’ego Allena, o czym wspominam, kiedy tylko mogę, w „Śmietance towarzyskiej” udało mu się zbudować klimat, za którym wprost szaleję. Podobna sytuacja ma miejsce przy okazji niedoszłego Oscarowicza, „La la land”. Jazzowy klub wydarty ze starego Hollywood, falsetowy wokal pieszczący uszy gdzieś z głębi drewnianej sceny, zaciemnione wnętrze, ciepłe czerwono-żółte światła, miękkie, pikowane fotele, biznesowe rozmowy dochodzące gdzieś z kąta, długie, przylegające suknie, eleganckie smokingi i błyszczące Chevrolety. A na deser ciepłe kalifornijskie wieczory i poranki bez zbędnego kaca. Gdybym mogła, choć na chwilę wtopić się w ten snobistyczny świat – daj mi pięć minut na spakowanie się.


Redaktor Ego: Ja najwyraźniej nie czuję  niedoboru luksusu i przepychu, cierpię za to na niedobór adrenaliny i potrzeba mi mocnych wrażeń. Dlatego dla równowagi proponuję wyrwanie się ze szczelnie otulającej mgiełki cygarowego dymu. Dla tych, którzy kochają świeże wilgotne powietrze mam pewne dzikie i ekscytujące miejsce, którego próżno szukać na mapie. W zestawie podstawowym znaleźć można skoki ze spadochronu, lot paralotnią, pływanie z rekinami, off-road, zwiedzanie starożytnych ruin, spotkania z mieszkańcami wyspy, jak i konkursy strzeleckie oraz rzucania nożami. Do dyspozycji gości oddane są wszelkiego rodzaju pojazdy, włączając w to terenowe samochody, quady, łodzie i motorówki. Odwiedzający wyspę mogą również cieszyć oko niezwykłymi widokami, takimi jak lazurowe wody oraz czyste białe plaże. Dla pragnących zastrzyku adrenaliny oraz poszukiwaczy przygód i mocnych wrażeń Rook Island oferuje pakiet Survival, w którym goście mogą walczyć o przetrwanie w dzikiej dżungli i zmierzyć się z miejscowymi piratami oraz dowodzącym nimi szalonym i ekscentrycznym Vaasem Montenegro. Jak wiadomo, otarcie się o śmierć sprawia, że każdy widok staje się nieporównywalnie piękniejszym, a na niezwykłej Rook Island z Far Cry 3 cudownych widoków jest mnóstwo, a każdy cudowniejszy od poprzedniego. Taka wyprawa to prawdziwy test wytrzymałości i z prawności w spotkaniu z dziewiczą pięknością, która uwielbia pokazać pazurki.


Kinga: Też coś mam dla fanów aktywnego wypoczynku, choć chyba trochę bardziej barwnego. Podczas kiedy Ty dałbyś się porwać dzikiej przyrodzie, ja z chęcią porwałabym się na skok wprost do króliczej nory. Wpadła w przeplatankę kolorów, wzorów, powiększonych zwierząt i niestandardowych sportów drużynowych wprost z Krainy Czarów. Fajnie byłoby spróbować powiększających ciastek, żeby chociaż raz zobaczyć jak wygląda świat z wysokości większej niż półtora metra. Wypić trochę napoju pomniejszającego, żeby pobuszować w trawie czy schować się przed złą królową z przerośniętą głową. Zagrać we flamingowego krykieta, pomalować róże na wybrany kolor RGB. Zrobić sobie maraton od zamku Czerwonej Królowej do królestwa Białej Królowej. Być może nawet stoczyć walkę z Żaberzwłokiem, bo skoro wszystko jest zapisane w kartach przeznaczenia — co mogłoby pójść nie tak?


Poza tym, jak już dobrze wiesz, nie ma na świecie nic lepszego niż tłuściutki, puchaty kot. A jeśli może przy okazji tajemniczo się uśmiechać, znikać i jeszcze z Tobą rozmawiać... takiego mogłabym przemycić w plecaku i zaadoptować z całym dobrodziejstwem jego sarkazmu.

Redaktor Ego: Przyglądając się ofercie naszego fantastyczno-wakacyjnego biura podróży, zaczynam zdawać sobie sprawę, że dość długo wakacje oznaczały dla mnie czas spędzony przed komputerem. Wydaje się to trochę smutne, ale w przerwach między kopaniem piłki, wygrzewaniem się na słońcu, ogrywaniem do znudzenia tych samych gitarowych riffów i spaniu do południa miłą odmianą była podróż do wirtualnych światów, gdzie cała ludność NPCs liczyła, że jestem ostatnią nadzieją na uratowanie ich oskryptowanych żywotów.

Czy spełnieniem marzeń graczy nie byłoby wcielenie się w ulubioną postać i przemieszczanie się po wielkim uniwersum, w którym istnieją wszystkie miejsca znane z gier... filmów, komiksów, książek i seriali? Całkowitą technologiczną nowinką robiącą furorę na rynku jest OASIS. Stworzony przez Jamesa Halliday'a i Ogdena Morrowa system jest kluczem do tysiąca światów. Zapewnia on graczom wejście do wirtualnej rzeczywistości oraz otwiera przed nimi nieograniczone możliwości. Pozwala na wykreowanie własnego awatara oraz niesamowite perspektywy spędzania wolnego czasu. Do dyspozycji graczy oddane zostają wielkie pola bitew, parki rozrywki, dyskoteki, obiekty sportowe oraz wiele więcej. Użytkowników ogranicza jedynie czas, którego może nie wystarczyć na spróbowanie wszystkich możliwości oferowanych przez OASIS. Dla miłośników popkultury oraz poszukiwaczy przygód twórcy gry przygotowali dodatkową atrakcję w postaci ukrytego głęboko w grze Złotego Jaja. Program do gry gwarantuje stuprocentową wolność, nieograniczoną reklamami czy kontami premium. Tak niezwykłe atrakcyjny pakiet pobić może jedynie odpowiednio wyselekcjonowany stosik książek. Ponieważ żaden komputerowy system nie jest w stanie dorównać naszej wyobraźni.


Kinga: Zakończyłeś naprawdę z wielką pompą. OASIS jest genialną formą relaksu, a jednocześnie nie zakłada siedzenia przed komputerem, aby wejść w wirtualny świat. Trzeba tylko pamiętać, aby nie zrobić z niego jedynego świata, w jakim chcemy istnieć.
Ja za to na koniec zabiorę Cię w dość romantyczne (przynajmniej dla mnie) miejsce. Pamiętasz „Miasto Kości”? Był tam moment, kiedy Clary i Jace znaleźli się w pomieszczeniu pełnym wszelkiej maści roślin, ozdobnych kwitnących kwiatów, zielonych krzewów. Tam też, z tego co pamiętam, doszło do ich pierwszego pocałunku. Pewnie wyobrażasz sobie dużo lepszych miejsc na pierwsze wyznania miłości, ale jak dla mnie taka opcja jest odpowiednia przynajmniej na dobrą randkę. Wielość barw, odmian roślin, gdzieś pomiędzy liśćmi pałętają się jakieś motyle. Kwiaty, które rozkwitają o ustalonej godzinie niczym na wojskową komendę. Dookoła zielenina, już czuję ten wspaniały zapach wiosny. Nawet, jeśli to rośliny zamknięte szczelnie pod szklaną kopułą – nie ma nic lepszego niż pełnia przyrody.


Redaktor Ego: Jeszcze na koniec mógłbym dla wszystkich, którzy chcieliby przeżyć przygodę w siodle z rewolwerem przy boku i otwartym stepem dorzucić park rozrywki Westworld (jednak koniecznie w czasie trwania 1 sezonu). Fikcyjnych (i nie tylko) miejsc, które z przyjemnością chcielibyśmy odwiedzić, jest zdecydowanie więcej. Niestety większość z nich, ze względu na szybką akcję, niebezpieczeństwa lub poważne zagrożenie wiszące nad światem nie nadaje się najlepiej do wakacyjnego wypoczynku. Może następnym razem wybierzemy miejsca, w których moglibyśmy przeżyć przygodę swojego życia. Ja na częściowe spełnienie swojego marzenia nie będę czekał do wakacji i już teraz udam się na moją ulubioną fikcyjną wieś.

Kinga: Odpoczywać można wszędzie. Gdyby podróże do miejsc fikcyjnych były realne, możliwości mielibyśmy praktycznie nieograniczone. Moglibyśmy przenieść się absolutnie wszędzie, może nawet zaginać czas po to, aby ten wolny czas trwał jeszcze dłużej. Moglibyśmy też przenieść się w świat wirtualny o wiele lepiej zorganizowany, niż ten, który znamy ze współczesnych gier. Wejść w świat pełen magii, materializować swoje życzenia albo jak szalony kosmonauta wypuścić się daleko poza orbitę. Jak piękne byłoby życie, gdyby ograniczała nas tylko wyobraźnia. Niestety, jesteśmy tylko szarymi Kowalskimi, dla których na przykład podróże w kosmos to daleka, ekstrawagancka przyszłość i na chwilę obecną jedyną, co nam pozostaje, to wspomniana wcześniej ucieczka w Bieszczady. Albo możemy nadal zatapiać się w świat filmów, książek czy gier i wyobrażać sobie te wszystkie miejsca, które ktoś dla nas wykreował.

Copyright © 2016 Redaktor Ego , Blogger