Redaktor Ego: Gdy
na ekrany kin wchodzi film taki jak „Tomb Raider”, wraz z nim pojawia się
mnóstwo pytań. Czy odgrzewanie starego tytułu jest w ogóle potrzebne? Czy
powrót do czegoś, co już było, ma jakiś sens? Nie może obyć się też bez
porównań nie tylko samych filmów, ale również historii czy (w przypadku Lary
Croft to chyba oczywiste) również aktorek wcielających się w tytułowe role, ich
strojów, ekwipunku czy nawet uczesania. Na jaw wychodzą preferencje wielu
widzów i prezentowane są tak dobitnie, że nic nie byłoby w stanie zmienić ich
zdania, a kręcenie kolejnej części było herezją lub innym bezsensownym/ (wstaw
inne brzydkie słowo) pomysłem. Skromna i delikatna Alicia Vikander już od
samego początku poprzeczkę miała zawieszoną tak wysoko, że niemożliwe było jej
pokonanie. W świadomości wszelkiej maści kinomaniaków jedyną słuszną aktorką
mogącą wcielić się w główną rolę była Angelina Jolie. Ociekająca seksem i
wyuzdaniem stała się obiektem westchnień. Jednak czy zasłużenie nosi ona tytuł
„jedynej słusznej Lary” ? Odpowiedzią może być fakt, że o wiele częściej
porównywano wielkość, krągłość i jędrność wdzięków obu pań, nie zaś ich
aktorski warsztat. Już od dawna wiedziałaś, kto jest moim faworytem i który
element filmu będzie moim ulubionym. Nie rozczaruję Cię, Vikander jako Lary
będę bronił swoją (wątłą w porównaniu do Jolie) piersią.
Kinga: Oczywiście
masz rację – fani ociekającej seksem Lary w ciasnym wdzianku z pewnością nie
zauważą w nowym Tomb Raiderze jakichś szczególnych pozytywów w kwestii zmiany
aktorki. Ale jeśli zostawimy na chwilę porównywanie Tomb Raiderów, a porównamy
nowy film do gry – zdecydowanie wygrywa pani Vikander. Oczywiście w kwestii
zachowania samej postaci się nie wypowiem. Wspominałam o tym przy okazji
naszego ostatniego wpisu wspominkowego na temat starych filmów o Larze Croft,
ale nie zaszkodzi powtórzyć. Pamiętajmy, że w tej recenzji mamy spojrzenie
gracza i osoby, która fizycznie z Tomb Raiderem nie miała do czynienia. Myślę,
że to pozwoli trochę urozmaicić przekaz. Ale od początku – proponuję ugryźć ten
film najpierw od tej lepszej, mniej spleśniałej strony i porozmawiać o jego
zaletach. Bo pomimo że film generalnie mnie nie zachwycił, to jednak znalazłam
kilka plusów poza doborem aktorki. Może jeśli odpowiednio się skupisz, dasz
radę znaleźć choć kilka drobnych pozytywów?
Redaktor Ego: Do
niedawna Lara prezentowała nam się jedynie jako doświadczona archeolożka i
wygimnastykowana poszukiwaczka przygód. Ze względu na to, że poznaliśmy jedynie
jeden aspekt jej życia, nie dziwi nas, że w świadomości fanów bohaterka
przyszła na świat w obcisłych spodenkach, długim warkoczu i z dwiema spluwami.
Niemal wojskowe wyszkolenie odziedziczyła po tacie, a wiedzę historyczną
wyssała z mlekiem matki. Całkiem niedawno postanowiono nieco urozmaicić jej
wizerunek. Najpierw dokonano restartu serii komputerowej, a teraz początki Lary
zobaczyć mogliśmy na dużym ekranie. Główną bohaterkę poznajemy w sytuacji,
która żadnemu fanowi gier nie przyszłaby do głowy. Zarabia na życie jako
rowerowy kurier, niespecjalnie interesuje się zakurzonymi przedmiotami, a błysk
w oku pojawia się u niej nie na widok zaginionego przed wiekami artefaktu, ale
w sytuacji, gdy może zarobić dodatkowe kilka dolarów, które pozwolą jej opłacić
mieszkanie i przetrwać kilka kolejnych tygodni. Jak taka dziewczyna mogła
wylądować w środku dzikiej i niebezpiecznej głuszy? Nie pędzi ona za przygodą,
sławą i adrenaliną. Kierując się jedynie miłością dziecka, próbuję odnaleźć i
uratować ojca. Bohaterka, czując się w takiej sytuacji komfortowo i na miejscu,
zwyczajnie w świecie byłaby pozbawiona wiarygodności i rozczarowująca. Zamiast
tego Lara jest wystraszona i zagubiona. Jej próby walki i ucieczki są
chaotyczne i niezgrabne. Pozbawione są finezji, bo dla Lary ważniejsze staje
się przetrwanie niż efektowne skręcenie karku i kopniak z półobrotu z podwójnym
saltem i spowolnieniem przy lądowaniu. Zanim w nowej grze staniemy się starym
wyjadaczem i mistrzem rozgrywki, musimy ogarnąć sterowanie i dopiero po
ciężkich początkach rozpoczyna się najlepsza zabawa. Lara ze swoim nowym
filmowym początkiem znajduje się dokładnie w tej samej sytuacji. Vikander w tej
roli sprawuje się świetnie i w czasie trwania swojej pierwszej przygody
przechodzi powolną przemianę. Zaczyna
od niepewnej i spanikowanej nastolatki, która znalazła się w niewłaściwym dla
siebie miejscu, by stać się świetnie znaną bohaterką. Powoli budzi się w niej
rodzinne motto „hej przygodo, walić wszystko”. Staje się coraz bardziej pewna
siebie i zdecydowana, nie zmienia się jednak w całkowicie niepokonaną. Początek
Lary jest wręcz idealnie rozpisany i oglądanie go sprawiło mi ogromną
przyjemność, przede wszystkim dlatego, że był kompletny, ale przy tym
całkowicie naturalny. W kategorii „narodziny bohaterki” nowa Lara, zaraz po
skopaniu tyłka swojej starej wersji, mogłaby stanąć do walki z filmową Wonder
Woman. W tym przypadku faworytkę też już mam.
Kinga: Niewątpliwą
zaletą jest tu na pewno Alicia Vikander, której delikatna, dziewczęca uroda,
świetnie oddaje postać drobnej, nieświadomej swojej przyszłości Lary. Jest
niepozorna, uśmiechnięta kiedy trzeba, a i odgrywanie przeszywającego bólu
idzie jej nienajgorzej. Ta skromność i nieporadność sprawia, że postać jest dla
widza wiarygodna, jej początki jako swego rodzaju wojowniczki są naprawdę
dobrze zorganizowane. Oglądając różnego rodzaju letsplay’e zauważyłam, że sporo
motywów się powtarza, co jest oczywiście także na plus w kontekście filmu jako
adaptacji. Sam krajobraz jest też świetnie przeniesiony na ekran kinowy. Tak
samo niczego nie mogę zarzucić efektom specjalnym, które jednocześnie
odpowiadały wersji komputerowej, ale też były optymalnie realistyczne. Na
pochwałę zasługuję też zdecydowanie muzyka jako dopełnienie całości. I na tym
niestety zalety się kończą. Fabularnie film niestety kuleje, i to na obie nogi.
Tak jak wspomniałeś, Lara przechodzi przemianę w ciągu tych dwóch godzin, ale
zauważ, jak nagle to się dzieje. Na początku filmu bohaterka zdaje się bać
własnego cienia i nie jest w stanie zrobić krzywdy nikomu. Scena, w której w
obronie własnej zabija jednego z przydupasów Vogla okazuje się wszystko
zmieniać w jej życiu i już kilka scen później widzimy, jak Lara z zimną krwią
strzela z łuku do przypadkowych ludzi. Może tylko mi się wydaje, ale normalny
człowiek nie zmieniłby się ot tak, wraz z filmowym klapsem. Do tego, jako ktoś
kto raczej nie interesuje się grami komputerowymi, nie mogłam znieść
nieśmiertelności naszej bohaterki. Staram się rozumieć to w kontekście gry
przygodowej, w której generalnie chodzi o to, żeby postać nie umarła, ale mimo
wszystko – trochę mnie to raziło. No i pojawia się zakończenie, w którym twórcy
nawet nie próbują udawać, że nie czerpią z wzorców przedstawionych przez
Angelinę Jolie. Pod koniec Lara tajemniczo staje się silną i niezależną
kobietą, która nawet uśmiecha się tak samo, jak jej poprzednia wersja, a broń
palną traktuje jak zabawkę. Nawet dobra muzyka nie jest w stanie zatuszować
tych wad i dla mnie ten film sporo stracił właśnie na tym.
Redaktor Ego: Nawet
nie wiesz, jak wiele może zmienić jeden dobrze wymierzony klaps. Przyśpieszenie
przemiany głównej bohaterki to też w dużej mierze kwestia czysto techniczna.
Gdyby przez 2 godziny w bohaterce nie zaszłaby żadna widoczna zmiana, niektórzy
nie zauważyliby, że oglądają w ogóle "Tomb Raider". Jak dla mnie,
mimo narzuconego czasu, zmiana ta wyszła dość płynnie i naturalnie, a czepiać
mogłabyś się, gdybyśmy mieli do czynienia z trylogią, a na to niestety się nie
zapowiada. Chociaż dość pozytywne wrażenie zrobiła na nas główna bohaterka, to
jednak oglądanie filmu jedynie dla ładnej czy dobrze napisanej postaci to
trochę jak pójście do wesołego miasteczka, żeby zjeść watę cukrową. Jak
wspomniałaś na początku nowy "Tomb Raider" miał być adaptacją gry z
2013 roku. Na ekranie mogliśmy zobaczyć wprawdzie kilka scen bliźniaczo
podobnych do pecetowych obrazków, to twórcy do początku Lary podeszli bardzo
luźno. Przez bardzo luźno mam na myśli poszatkowanie oryginalnej historii za
pomocą wielkiej maczety. Podobieństwa można doszukiwać się jedynie w głównej
bohaterce i w nazwach własnych. W tym momencie pozostaje trochę rozluźnić
podejście do wszelakich adaptacji. Jednak na tym nie koniec minusów. Filmy
przygodowe mają przede wszystkim dostarczyć nam zabawy. Rozrywka opierać ma się
przede wszystkim na hasaniu po starożytnych ruinach, pokonywaniu przeszkód i
rozwiązywaniu skomplikowanych zagadek, by na końcu przekonać się, że skarb nie
jest właściwie skarbem (czy coś w tym stylu). Nie zwalnia to jednak z
zachowania logiki. Indiana Jones i inni poszukiwacze zaginionych arek zawsze
znajdowali sposobność, aby szczegółowo opisać, co się przed nimi znajduje (jak
nie było się do kogo odezwać, to wystarczało wyrecytować coś do siebie). Lara
rozwiązując kolejne zagadki w milczeniu, a widzom pozostaje nadzieja, że
bohaterka doszła do tego na drodze interesującej, pasjonującej dedukcji.
Kinga: Adaptacje
mają to do siebie, że zawsze oceniane są przez pryzmat oryginału. Mogą być
kiepsko odzworowane, ale same w sobie całkiem niezłe, ale zdarza się, że są złe
mimo wszystko. Z tego, co mówisz, najnowszy "Tomb Raider" nie jest
szalenie dobrą adaptacją. Z mojej perspektywy widzę go też niestety jako
nienajlepszy film przygodowy i chyba nawet Alicia Vikander nie jest w stanie
zatuszować braków, nieścisłości i tego tandetnego zakończenia, które ciągle
odbija sie echem w mojej głowie. Na pewno znajdą się osoby, które będą nowym
filmem o Larze Croft zachwycone, część postanowi zacząć na nowo przygodę z grą,
a inni utopią swoje rozczarowanie w jakiejś lepszej propozycji na wieczór.
Nawet w poprzednich częściach serii.
Redaktor Ego: Przy
tworzeniu nowych przygód Lary, ktoś zdecydowanie chciał pójść na skróty. Film
ma masę niedociągnięć, które będą kłuły w oczy, w zależności jak mocno skupiać
będziemy się na szczegółach. Efekty specjalne momentami wyglądają dość
niezgrabnie i z daleka dają znać o green screenie, zabijając tym samym
krajobraz dzikiej wyspy. Przeciwnik utrudniający Larze jej akcję ratunkową jest
niedopracowany i wydaję się pisany na raty, przez kilka osób. Finałowa
sekwencja pułapek razi zaś z daleka nieudolną próbą naśladownictwa „Ostatniej
Krucjaty”. Scenografia, znajdująca się za kultową bohaterką niezaprzeczalnie
sypie się na naszych oczach, bo sklejona została bez przekonania i trzyma się
jedynie na wiarę w markę, jaką jest Lara. Vikander, mimo swoich starań i dobrze
wykonanej pracy, nie jest w stanie, powstrzymać całości przed poważnym upadkiem.
Jedynie końcówka, w której legendy i mity zostają sprowadzone na ziemię do
trochę bardziej wiarygodnych faktów, chroni nas przed całkowitą i niesmaczną
katastrofą. Czy odgrzewanie starego kotleta jest złym pomysłem? Nie do końca.
Tyle że sprawę trzeba postawić jasno. Znana postać z pewnością przyciągnie
ludzi do kin, jednak nikogo nie zwalnia to z przyłożenia się do oprawy wokół
gościa specjalnego. Niedbalstwo producentów powoduję, że zamiast przeżyć
przygodę w dzikiej dżungli, mogliśmy zobaczyć coś równie pasjonującego co
wycieczka po ogrodzie botanicznym. Sama Lara zaś największe baty dostała od
tych, którym na jej sukcesie powinno najbardziej zależeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz