poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Blondynka vs Brunet: Lara Croft i Gąszcz Nieporozumień



Redaktor Ego: Gdy na ekrany kin wchodzi film taki jak „Tomb Raider”, wraz z nim pojawia się mnóstwo pytań. Czy odgrzewanie starego tytułu jest w ogóle potrzebne? Czy powrót do czegoś, co już było, ma jakiś sens? Nie może obyć się też bez porównań nie tylko samych filmów, ale również historii czy (w przypadku Lary Croft to chyba oczywiste) również aktorek wcielających się w tytułowe role, ich strojów, ekwipunku czy nawet uczesania. Na jaw wychodzą preferencje wielu widzów i prezentowane są tak dobitnie, że nic nie byłoby w stanie zmienić ich zdania, a kręcenie kolejnej części było herezją lub innym bezsensownym/ (wstaw inne brzydkie słowo) pomysłem. Skromna i delikatna Alicia Vikander już od samego początku poprzeczkę miała zawieszoną tak wysoko, że niemożliwe było jej pokonanie. W świadomości wszelkiej maści kinomaniaków jedyną słuszną aktorką mogącą wcielić się w główną rolę była Angelina Jolie. Ociekająca seksem i wyuzdaniem stała się obiektem westchnień. Jednak czy zasłużenie nosi ona tytuł „jedynej słusznej Lary” ? Odpowiedzią może być fakt, że o wiele częściej porównywano wielkość, krągłość i jędrność wdzięków obu pań, nie zaś ich aktorski warsztat. Już od dawna wiedziałaś, kto jest moim faworytem i który element filmu będzie moim ulubionym. Nie rozczaruję Cię, Vikander jako Lary będę bronił swoją (wątłą w porównaniu do Jolie) piersią.

Kinga: Oczywiście masz rację – fani ociekającej seksem Lary w ciasnym wdzianku z pewnością nie zauważą w nowym Tomb Raiderze jakichś szczególnych pozytywów w kwestii zmiany aktorki. Ale jeśli zostawimy na chwilę porównywanie Tomb Raiderów, a porównamy nowy film do gry – zdecydowanie wygrywa pani Vikander. Oczywiście w kwestii zachowania samej postaci się nie wypowiem. Wspominałam o tym przy okazji naszego ostatniego wpisu wspominkowego na temat starych filmów o Larze Croft, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Pamiętajmy, że w tej recenzji mamy spojrzenie gracza i osoby, która fizycznie z Tomb Raiderem nie miała do czynienia. Myślę, że to pozwoli trochę urozmaicić przekaz. Ale od początku – proponuję ugryźć ten film najpierw od tej lepszej, mniej spleśniałej strony i porozmawiać o jego zaletach. Bo pomimo że film generalnie mnie nie zachwycił, to jednak znalazłam kilka plusów poza doborem aktorki. Może jeśli odpowiednio się skupisz, dasz radę znaleźć choć kilka drobnych pozytywów?


Redaktor Ego: Do niedawna Lara prezentowała nam się jedynie jako doświadczona archeolożka i wygimnastykowana poszukiwaczka przygód. Ze względu na to, że poznaliśmy jedynie jeden aspekt jej życia, nie dziwi nas, że w świadomości fanów bohaterka przyszła na świat w obcisłych spodenkach, długim warkoczu i z dwiema spluwami. Niemal wojskowe wyszkolenie odziedziczyła po tacie, a wiedzę historyczną wyssała z mlekiem matki. Całkiem niedawno postanowiono nieco urozmaicić jej wizerunek. Najpierw dokonano restartu serii komputerowej, a teraz początki Lary zobaczyć mogliśmy na dużym ekranie. Główną bohaterkę poznajemy w sytuacji, która żadnemu fanowi gier nie przyszłaby do głowy. Zarabia na życie jako rowerowy kurier, niespecjalnie interesuje się zakurzonymi przedmiotami, a błysk w oku pojawia się u niej nie na widok zaginionego przed wiekami artefaktu, ale w sytuacji, gdy może zarobić dodatkowe kilka dolarów, które pozwolą jej opłacić mieszkanie i przetrwać kilka kolejnych tygodni. Jak taka dziewczyna mogła wylądować w środku dzikiej i niebezpiecznej głuszy? Nie pędzi ona za przygodą, sławą i adrenaliną. Kierując się jedynie miłością dziecka, próbuję odnaleźć i uratować ojca. Bohaterka, czując się w takiej sytuacji komfortowo i na miejscu, zwyczajnie w świecie byłaby pozbawiona wiarygodności i rozczarowująca. Zamiast tego Lara jest wystraszona i zagubiona. Jej próby walki i ucieczki są chaotyczne i niezgrabne. Pozbawione są finezji, bo dla Lary ważniejsze staje się przetrwanie niż efektowne skręcenie karku i kopniak z półobrotu z podwójnym saltem i spowolnieniem przy lądowaniu. Zanim w nowej grze staniemy się starym wyjadaczem i mistrzem rozgrywki, musimy ogarnąć sterowanie i dopiero po ciężkich początkach rozpoczyna się najlepsza zabawa. Lara ze swoim nowym filmowym początkiem znajduje się dokładnie w tej samej sytuacji. Vikander w tej roli sprawuje się świetnie i w czasie trwania swojej pierwszej przygody przechodzi powolną przemianę. Zaczyna od niepewnej i spanikowanej nastolatki, która znalazła się w niewłaściwym dla siebie miejscu, by stać się świetnie znaną bohaterką. Powoli budzi się w niej rodzinne motto „hej przygodo, walić wszystko”. Staje się coraz bardziej pewna siebie i zdecydowana, nie zmienia się jednak w całkowicie niepokonaną. Początek Lary jest wręcz idealnie rozpisany i oglądanie go sprawiło mi ogromną przyjemność, przede wszystkim dlatego, że był kompletny, ale przy tym całkowicie naturalny. W kategorii „narodziny bohaterki” nowa Lara, zaraz po skopaniu tyłka swojej starej wersji, mogłaby stanąć do walki z filmową Wonder Woman. W tym przypadku faworytkę też już mam.


Kinga: Niewątpliwą zaletą jest tu na pewno Alicia Vikander, której delikatna, dziewczęca uroda, świetnie oddaje postać drobnej, nieświadomej swojej przyszłości Lary. Jest niepozorna, uśmiechnięta kiedy trzeba, a i odgrywanie przeszywającego bólu idzie jej nienajgorzej. Ta skromność i nieporadność sprawia, że postać jest dla widza wiarygodna, jej początki jako swego rodzaju wojowniczki są naprawdę dobrze zorganizowane. Oglądając różnego rodzaju letsplay’e zauważyłam, że sporo motywów się powtarza, co jest oczywiście także na plus w kontekście filmu jako adaptacji. Sam krajobraz jest też świetnie przeniesiony na ekran kinowy. Tak samo niczego nie mogę zarzucić efektom specjalnym, które jednocześnie odpowiadały wersji komputerowej, ale też były optymalnie realistyczne. Na pochwałę zasługuję też zdecydowanie muzyka jako dopełnienie całości. I na tym niestety zalety się kończą. Fabularnie film niestety kuleje, i to na obie nogi. Tak jak wspomniałeś, Lara przechodzi przemianę w ciągu tych dwóch godzin, ale zauważ, jak nagle to się dzieje. Na początku filmu bohaterka zdaje się bać własnego cienia i nie jest w stanie zrobić krzywdy nikomu. Scena, w której w obronie własnej zabija jednego z przydupasów Vogla okazuje się wszystko zmieniać w jej życiu i już kilka scen później widzimy, jak Lara z zimną krwią strzela z łuku do przypadkowych ludzi. Może tylko mi się wydaje, ale normalny człowiek nie zmieniłby się ot tak, wraz z filmowym klapsem. Do tego, jako ktoś kto raczej nie interesuje się grami komputerowymi, nie mogłam znieść nieśmiertelności naszej bohaterki. Staram się rozumieć to w kontekście gry przygodowej, w której generalnie chodzi o to, żeby postać nie umarła, ale mimo wszystko – trochę mnie to raziło. No i pojawia się zakończenie, w którym twórcy nawet nie próbują udawać, że nie czerpią z wzorców przedstawionych przez Angelinę Jolie. Pod koniec Lara tajemniczo staje się silną i niezależną kobietą, która nawet uśmiecha się tak samo, jak jej poprzednia wersja, a broń palną traktuje jak zabawkę. Nawet dobra muzyka nie jest w stanie zatuszować tych wad i dla mnie ten film sporo stracił właśnie na tym.


Redaktor Ego: Nawet nie wiesz, jak wiele może zmienić jeden dobrze wymierzony klaps. Przyśpieszenie przemiany głównej bohaterki to też w dużej mierze kwestia czysto techniczna. Gdyby przez 2 godziny w bohaterce nie zaszłaby żadna widoczna zmiana, niektórzy nie zauważyliby, że oglądają w ogóle "Tomb Raider". Jak dla mnie, mimo narzuconego czasu, zmiana ta wyszła dość płynnie i naturalnie, a czepiać mogłabyś się, gdybyśmy mieli do czynienia z trylogią, a na to niestety się nie zapowiada. Chociaż dość pozytywne wrażenie zrobiła na nas główna bohaterka, to jednak oglądanie filmu jedynie dla ładnej czy dobrze napisanej postaci to trochę jak pójście do wesołego miasteczka, żeby zjeść watę cukrową. Jak wspomniałaś na początku nowy "Tomb Raider" miał być adaptacją gry z 2013 roku. Na ekranie mogliśmy zobaczyć wprawdzie kilka scen bliźniaczo podobnych do pecetowych obrazków, to twórcy do początku Lary podeszli bardzo luźno. Przez bardzo luźno mam na myśli poszatkowanie oryginalnej historii za pomocą wielkiej maczety. Podobieństwa można doszukiwać się jedynie w głównej bohaterce i w nazwach własnych. W tym momencie pozostaje trochę rozluźnić podejście do wszelakich adaptacji. Jednak na tym nie koniec minusów. Filmy przygodowe mają przede wszystkim dostarczyć nam zabawy. Rozrywka opierać ma się przede wszystkim na hasaniu po starożytnych ruinach, pokonywaniu przeszkód i rozwiązywaniu skomplikowanych zagadek, by na końcu przekonać się, że skarb nie jest właściwie skarbem (czy coś w tym stylu). Nie zwalnia to jednak z zachowania logiki. Indiana Jones i inni poszukiwacze zaginionych arek zawsze znajdowali sposobność, aby szczegółowo opisać, co się przed nimi znajduje (jak nie było się do kogo odezwać, to wystarczało wyrecytować coś do siebie). Lara rozwiązując kolejne zagadki w milczeniu, a widzom pozostaje nadzieja, że bohaterka doszła do tego na drodze interesującej, pasjonującej dedukcji.

Kinga: Adaptacje mają to do siebie, że zawsze oceniane są przez pryzmat oryginału. Mogą być kiepsko odzworowane, ale same w sobie całkiem niezłe, ale zdarza się, że są złe mimo wszystko. Z tego, co mówisz, najnowszy "Tomb Raider" nie jest szalenie dobrą adaptacją. Z mojej perspektywy widzę go też niestety jako nienajlepszy film przygodowy i chyba nawet Alicia Vikander nie jest w stanie zatuszować braków, nieścisłości i tego tandetnego zakończenia, które ciągle odbija sie echem w mojej głowie. Na pewno znajdą się osoby, które będą nowym filmem o Larze Croft zachwycone, część postanowi zacząć na nowo przygodę z grą, a inni utopią swoje rozczarowanie w jakiejś lepszej propozycji na wieczór. Nawet w poprzednich częściach serii.


Redaktor Ego: Przy tworzeniu nowych przygód Lary, ktoś zdecydowanie chciał pójść na skróty. Film ma masę niedociągnięć, które będą kłuły w oczy, w zależności jak mocno skupiać będziemy się na szczegółach. Efekty specjalne momentami wyglądają dość niezgrabnie i z daleka dają znać o green screenie, zabijając tym samym krajobraz dzikiej wyspy. Przeciwnik utrudniający Larze jej akcję ratunkową jest niedopracowany i wydaję się pisany na raty, przez kilka osób. Finałowa sekwencja pułapek razi zaś z daleka nieudolną próbą naśladownictwa „Ostatniej Krucjaty”. Scenografia, znajdująca się za kultową bohaterką niezaprzeczalnie sypie się na naszych oczach, bo sklejona została bez przekonania i trzyma się jedynie na wiarę w markę, jaką jest Lara. Vikander, mimo swoich starań i dobrze wykonanej pracy, nie jest w stanie, powstrzymać całości przed poważnym upadkiem. Jedynie końcówka, w której legendy i mity zostają sprowadzone na ziemię do trochę bardziej wiarygodnych faktów, chroni nas przed całkowitą i niesmaczną katastrofą. Czy odgrzewanie starego kotleta jest złym pomysłem? Nie do końca. Tyle że sprawę trzeba postawić jasno. Znana postać z pewnością przyciągnie ludzi do kin, jednak nikogo nie zwalnia to z przyłożenia się do oprawy wokół gościa specjalnego. Niedbalstwo producentów powoduję, że zamiast przeżyć przygodę w dzikiej dżungli, mogliśmy zobaczyć coś równie pasjonującego co wycieczka po ogrodzie botanicznym. Sama Lara zaś największe baty dostała od tych, którym na jej sukcesie powinno najbardziej zależeć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Redaktor Ego , Blogger